Gasnące Pochodnie: Rozdział 3 - Wiedźma w Potrzebie

A mysterious figure named Magant lurks in the shadows of a dense forest during dusk, adding an air of mystery to the fantasy adventure.

Po opatrzeniu ran, jakie Deirdra odniosła, spadając z drzewa, Magant chciał znowu zaszyć się w polu kukurydzy, lecz wiedźma go zatrzymała.

- Nie zdążyłam Ci nawet podziękować. – zaczęła nieśmiało, próbując się podnieść.
- Nie trzeba, każdy, kto chce pomóc Ely, jest dla mnie ważny i będę go bronić. – odparł spokojnie Magant.
- Nie zastanawia cię, skąd znałam twoje imię? – zapytała Deirdra.
- Domyśliłem się, że Martha opowiedziała ci o naszym spotkaniu. – odparł poważnie.

Deirdra popatrzyła na niego swoimi niebieskimi oczami. Martha opisywała go jako potwora, nieludzkiego stwora, jednak Deirdra nie potrafiła wskazać żadnej cechy, która mogłaby wskazywać, iż jest to potwór. Może poza czerwonymi oczami, ale wiedźma sądziła, że nie są straszne. Uważała, że dodają mu uroku i podkreślają czerń włosów. Poprosiła go, by pomógł jej wstać, ponieważ wciąż całe ciało ją bolało. Magant jedną ręką chwycił wiedźmę za dłoń, a drugą objął w talii i podniósł ją tak, by mogła stanąć na nogi.

- Ależ jest silny. – pomyślała zaskoczona Deirdra.

Oboje doszli do wniosku, że lepiej będzie stąd uciekać. Wychodzi na to, że do ataku na las doszło również rycerstwo królewskie, a samo Ely jest naszpikowane różnymi pułapkami. Powoli skierowali się w stronę pola kukurydzy, niestety Deirdra nie mogła biec, ze względu na odniesione rany. Magant co rusz ponaglał wiedźmę, by się pośpieszyła, ale ból był zbyt mocny, by mogła ruszyć szybciej. Potwór, słysząc głosy dobiegające z głębi lasu, zdenerwował się, wziął niczego nieświadomą Deirdrę na ręce i pobiegł przed siebie.

Deirdra chciała rozejrzeć się po Ely, w poszukiwaniu ewentualnych wrogów, ale nie mogła, z bólu przymrużała oczy, czuła każdy wstrząs, każdy krok potwora. Biegł bardzo szybko, tak, że Deirdrze zakręciło się w głowie. Gdy wybiegli z lasu, zobaczyła, że słońce jest już wysoko na niebie.

- Martha! Zapomniałam o niej. Na pewno już się obudziła, ciekawe co sobie biedna pomyślała, jak zobaczyła, że nie ma mnie w domu? – myślała Deirdra.

Magant, mimo szybkości, z jaką się poruszał, odpychał wszystkie kukurydze na swojej drodze, by nie zraniły i tak obolałego ciała wiedźmy. Po jakimś czasie potwór doszedł do wniosku, że są już na tyle daleko, że spokojnie może odłożyć wiedźmę na ziemię.

- Dziękuję. Bez ciebie, trafiłabym do lochu. – Deirdra była bardzo wdzięczna swojemu wybawicielowi.
- Nie ma za co. Już mówiłem, że będę bronił każdego przyjaciela Ely. – odparł Magant.

Stali naprzeciwko siebie, otoczeni wysokimi roślinami. Deirdra była lekko zgięta, ze względu na towarzyszący jej ból. Oddychała powoli i płytko, obawiała się, że ma mocno potłuczone żebra. Mimo wszystko cieszyła się z takiego obrotu spraw, mogło być o wiele gorzej, dlatego zwróciła się do Maganta.

- Jednak chciałabym móc ci się odwdzięczyć. Chodź ze mną, ugoszczę cię w mojej chatce, zjesz ciepły posiłek i wypijesz napar z ziół wzmacniających. Co ty na to?

Magant nie powinien opuszczać swojego stanowiska, musiał chronić lasu. Jednak po przemyśleniu sprawy, doszedł do wniosku, że i tak teraz nic sam nie wskóra. Nie da rady bić się z rycerzami i wieśniakami w pojedynkę. Zgodził się i poprosił, aby Deirdra go zaprowadziła do swojej chatki.

Wiedźma była zadowolona, ponieważ nie lubi pozostawać dłużna nieznajomym. Nawet znajomym, tak ją wychowała mama. Szli powoli, otoczeni przez wysokie rośliny. Nie rozmawiali ze sobą, przez co Deirdra zaczęła czuć się niekomfortowo. Próbowała zacząć rozmowę, ale Magant nie był typem, który lubi pogawędki. Wiedźma pomyślała, że skoro jemu to nie przeszkadza, to nie ma co próbować na siłę.

Rozglądała się wokół i zastanawiała się jakim cudem ludzie, bez mocy magicznych dają radę uprawiać to ogromne pole. Doszła do wniosku, że nie powinno jej to interesować, w końcu ludzie są bezduszni i cieszyła się, że chociaż w pracy mają ciężko. Uniosła wzrok i zmrużyła oczy, niebo tego dnia było czyste, bez ani jednej chmurki. Pomyślała, że to nie jest odpowiednia pogoda do minionych wydarzeń, słońce i ciepło dodają uroku i wewnętrznego spokoju, a dzisiaj wiedźmy na pewno nie będą spokojne.

Będąc już blisko granicy pola kukurydzy i Reine, Deirdra nie była, już wstanie samodzielnie chodzić. Bolała ją każda kość, musiała też coraz płycej oddychać, przez co bardzo się zmęczyła. Nie chciała jednak opóźniać ich przybycia do chatki, ze względu na Marthę, która na pewno była zmartwiona nieobecnością przyjaciółki.

- Dam radę, dam radę. – powtarzała w myślach Deirdra – I tak zmarnowałam już pół dnia, przez moje ociąganie.

Faktycznie, szli bardzo długo. Południe już dawno minęło, a z każdą mijającą minutą Deirdra coraz bardziej martwiła się o to, co Martha myśli o jej ucieczce. Zastanawiała się, czy w ogóle dalej jest w chatce Deirdry. Wiedźma zrobiła kolejny krok i upadła na ziemię, zahaczając o kukurydzę, która dodatkowo zraniła jej ciało. Zemdlała z bólu. Przerażony Magant schylił się, by zobaczyć, co się stało z wiedźmą. Przestraszony uklęknął przy niej i delikatnie przełożył jej głowę na swoje kolana. Próbował ją ocucić, ale wiedźma nie reagowała na to. Magant nie wiedział co robić, nie wiedział też gdzie się kierować, by dojść do jej chatki. Jedyne co mógł zrobić, to próbować przywrócić przytomność Deirdrze oraz osłaniać jej ciało od słońca. Po raz pierwszy poczuł troskę do kogoś innego niż las.

Po dłuższej chwili Deirdra odzyskała przytomność. Magant odetchnął z ulgą, martwił się, ponieważ nie wiedział co robić, jak mógłby pomóc nowej znajomej.

- Leż, nie ruszaj się, odpocznij chwilę. – powiedział Magant.

Deirdra była wciąż oszołomiona, w tym stanie nie myślała trzeźwo i zaczęła się przyglądać potworowi. Spoglądała w jego oczy, oceniała rysy twarzy. Coraz bardziej skłaniała się ku myśli, że Magant jest bardzo przystojnym mężczyzną. Uniosła dłoń, by dotknąć jego twarzy, ale Magant szybko ją za nią złapał.

- Deirdro, masz ranę na przedramieniu, leci ci krew! – powiedział przestraszony.

To pomogło docucić się wiedźmie. Spojrzała przestraszona na swoją rękę, ale oceniła, że rana nie jest na tyle głęboka, by musieć się tym martwić.

- Trzeba ją tylko oczyścić. Nie musisz się martwić. – powiedziała delikatnym głosem Deirdra.

Magant nie był przekonany, czuł się odpowiedzialny za wiedźmę. Przyglądał się cały czas na jej ranę, aż zrobiło się Deirdrze głupio.

- Nie dam rady iść dalej, pomożesz mi dotrzeć do chatki? – zapytała, spoglądając mu w oczy.

Magant z dotąd nieznaną sobie delikatnością uniósł ciało wiedźmy i zapytał, gdzie ma się kierować. Deirdra wskazała mu kierunek. Potwór starał się iść jak najdelikatniej, tak by nie trząść ciałem wiedźmy, która i tak wiele przeszła w ciągu jednego dnia.

W tym czasie Martha odchodziła od zmysłów.

- Gdzie ona jest? Co się dzieje? Czy coś jej się stało? Czy ktoś ją porwał? – te chaotyczne myśli cały czas tkwiły w głowie wiedźmy.
- Uspokój się Martha, po kolei. Przypomnij sobie, co się działo, od samego rana. – wiedźma postanowiła przeanalizować swój dzień, by przypomnieć sobie, czy nie było żadnych śladów, czy poszlak, które mogłyby ją zaprowadzić do przyjaciółki.

Po obudzeniu się zauważyła, że nie ma przy niej Deirdry.

- Może poszła nazrywać ziół albo opiekuje się jeziorem? – pomyślała.

Wstała, więc z łóżka i się przeciągnęła. Cieszyła się, że w końcu mogła się wyspać i odpocząć. Czuła się ożywiona i gotowa do dalszej drogi.

- Wyjdę przed chatkę, poszukam Deirdry. – pomyślała.

Włożyła buty i wychodząc z domku, rozejrzała się jeszcze, czy na pewno przyjaciółki w nim nie ma. Słońce było już wysoko na niebie, łąka pachniała świeżością i kwiatami. Dało się słyszeć śpiew ptaków i bzyczenie pszczół. Martha rozkoszowała się tym widokiem. Wyszła dalej, by promienie słoneczne dotarły na jej całe ciało, przymknęła powieki i uniosła twarz ku niebu. Napawała się tą chwilą. Stała tak dłuższą chwilę i postanowiła szukać Deirdry. Obeszła całe jezioro, rozejrzała się na łące, gdzie zwykle rosły zioła i nie znalazła swojej przyjaciółki.

- Hmm…gdzie ona mogła pójść? – Martha była już poważnie zaniepokojona.

Postanowiła wrócić do chatki i wypić herbatę, była już bardzo spragniona po poszukiwaniach. Zagotowała wody i rozejrzała się po pokoju. Malutka kuchnia, z paleniskiem i jedną szafką na gliniane naczynia nie zdradzały oznak tego, że Deirdra tu była. Wszystko wyglądało identycznie do tego, co zostawiły poprzedniej nocy. Wiedźma wypiła herbatę, licząc, że może w tym czasie jej przyjaciółka tu wróci, ale nic na to nie wskazywało. Martha nie wiedziała już co robić. Pomyślała, że pozostało jej tylko czekać. Przez resztę dnia chodziła po łące i szukała Deirdry. Chciała wołać jej imię, ale bała się, że zwróci tym uwagę ludzi.

Martha, the worried witch, stands on the meadow at sunset, overlooking a serene lake, her expression filled with concern for her missing friend, Deirdra.

- A co jeśli ją porwali? – pomyślała zlękniona.

Zasłoniła twarz dłońmi i kręciła głową, żeby wyrzucić te natrętne myśli. Po kilku godzinach poszukiwań zauważyła w oddali Maganta, niosącego na rękach Deirdrę.

- Coś jej się stało! Umarła? – najgorsze scenariusze przebiegały przez głowę Marthy.

Przestraszona pobiegła w ich kierunku. Magant dalej z ogromną czułością i ostrożnością niósł Deirdrę, która ze zmęczenia przysypiała, opierając swoją głowę o ramię potwora.

- Co jej się stało? – krzyknęła Martha.
- Miała wypadek. – odpowiedział Magant, spoglądając na śpiącą już Deirdrę.
- Wypadek?! – Martha poczuła, jak serce w jej piersi zaczęło bić coraz mocniej.

Chwyciła się za głowę i spojrzała na ziemię. Bała się, że to jej wina, ale musiała się opanować, by móc wyleczyć przyjaciółkę. Poprosiła Maganta, by zaniósł Deirdrę do jej chatki. Podczas drogi Martha przyglądała się ciału Deirdry. Zauważyła, że w kilku miejscach zaczęły pojawiać się siniaki, a na ręce ma ranę, która co prawda już nie krwawiła, ale wymagała oczyszczenia. Gdy dotarli do domku, Magant ułożył śpiącą Deirdrę w łóżku, a Martha w kuchni gotowała wodę, by przygotować wywar, którym oczyści ranę na przedramieniu.

Magant stał przy łóżku, pilnując nowej znajomej. On również czuł się odpowiedzialny za wydarzenia, za to, że nie przypilnował lasu, że wiedźma została poszkodowana oraz że Ely zostało przejęte przez zwykłych śmiertelników. Wyjrzał przez okno i zobaczył, że słońce już prawie zaszło. Rozczarowany swoją postawą zwiesił wzrok i uklęknął przy łóżku. Starał się wymyślić jak rozwiązać całą tę sytuację, ale nic nie przychodziło mu do głowy.
Po chwili Martha weszła do pokoju, trzymając w dłoniach miskę z wywarem i ściereczkę. Magant na nią spojrzał i wstał, by zrobić miejsce przy łóżku. Martha podeszła do łóżka i położyła miskę na ziemi. Włożyła do wywaru ściereczkę, odsączyła ją z wody i zaczęła delikatnie czyścić ranę Deirdry. Magant wszystko to obserwował i pilnował, by Martha nie robiła tego zbyt mocno. Pragnął, by Deirdra mogła odpocząć w zaciszu własnego domu.

Martha jakby czytając w jego myślach, powiedziała:

- Spokojnie, nie zranię jej. Napar sprawi, że rana się szybko zagoi.
- Z czego zrobiony jest ten wywar? – zapytał potwór. Bardzo się martwił o nową znajomą i chciał wiedzieć, czy Martha nie zrobi jej krzywdy.
- Z nagietka. – Martha była bardzo skupiona na pracy.

Magant pomyślał, że to dobry wybór rośliny leczniczej. Bał się jednak, by w ranę nie weszło zakażenie. Spojrzał znowu na Deirdrę. Zauważył siniaki na jej ciele. Było mu wstyd, to on nie zdążył jej złapać, po przecięciu liny.

- Opowiedz mi, co się stało. – usłyszał potwór.

Martha patrzyła mu prosto w oczy. Widział, że była równie zmartwiona co on. Usiadł na ławeczce, oparł czoło o splecione dłonie i opowiedział o wydarzeniach w Ely i w polu kukurydzy.

- Magancie…nie wiem co powiedzieć. – Martha po usłyszeniu co się stało opadła z sił. Czuła jak cała energia i siła jaką ją rozpierała dzisiejszego poranka, nagle ucieka i zastępuje ją rozgoryczenie i strach.
- Masz plan co robić dalej? – zapytał Magant.
- Chciałam iść do mojej siostry Agnes, ale teraz nie wiem, czy powinnam, ktoś musi się zaopiekować Deirdrą. – odparła.

Magant wstał i podszedł do wiedźm. Widział, że obie teraz są bezbronne i delikatne.

- Ja się zaopiekuję Deirdrą. – powiedział z pewnością w głosie.
- Magancie, nie chcę ci umniejszać, ale nie jestem pewna, czy wiesz jak się opiekować chorą wiedźmą. – Martha również wstała i popatrzyła z wdzięcznością na potwora.

Wiedźma przyglądała się potworowi i zauważyła pewne zmiany w jego ciele. Nie była pewna, czy taktowym było pytać, ale jednak nie mogła się powstrzymać.

- Kiedy ostatnio się spotkaliśmy, wyglądałeś inaczej. Twoja twarz bardziej przypominała bestię, a twoje paznokcie zdawały się pazurami jak u wilka. Teraz tego nie widzę, czemu tak jest?
- Ponieważ wtedy byłem zdecydowany atakować wrogów Ely. – krótko odpowiedział Magant.

Nie chciał o tym rozmawiać, chciał się zaopiekować Deirdrą. Jednak Martha nie zrozumiała nic z tłumaczenia potwora.

- Wybacz, że powtórzę pytanie, ale nic z tego nie zrozumiałam. – nieśmiało powiedziała Martha.
- Kiedy chcę obronić Ely przed atakiem, potrafię się zmienić w wilka. Mogę przejść całkowitą transformację lub zmienić tylko kilka rzeczy w moim ciele.

Martha była zaskoczona odpowiedzią, ale po tym, co się wydarzyło w przeciągu dwóch dni, nie chciała dalej o tym rozmawiać. Pomyślała, że przejdzie z tą informacją do codzienności.

- Pójdę utrzeć maści na siniaki Deirdry. – powiedziała i wyszła do kuchni.

Magant zajął poprzednie miejsce przy łóżku i uklęknął przy nim. Wziął rękę Deirdry w swoje dłonie, by zobaczyć, czy Martha odpowiednio oczyściła skaleczenie na przedramieniu. Czując na sobie dotyk Maganta, Deirdra otworzyła oczy. Potwór przestraszył się, że obudził wiedźmę, podczas gdy powinna odpoczywać.

Deirda character sits on her cottage bed, looking unwell after being injured by knights.

- Przepraszam, chciałem zobaczyć co z twoją raną na przedramieniu. – powiedział, odkładając jej rękę.
- Nic się nie stało, cieszę się, że się o mnie troszczysz. – Deirdra próbowała się uśmiechnąć do potwora. – Gdzie Martha? Jest jeszcze tutaj?
- Jest. Chcesz, bym ją zawołał?

Słysząc czułość w głosie potwora, Deirdra się zawstydziła. Potaknęła i Magant wyszedł po Marthę do kuchni.

Martha wpadła do pokoju jak szalona. Ze łzami w oczach rugała swoją przyjaciółkę za bezmyślność, a jednocześnie zapewniała, jak bardzo się cieszy, że wróciła do domu. Deirdra chciała się śmiać, ale nie mogła, wciąż była okropnie obolała.

- Przestań Martho. Nic takiego się nie stało. – odpowiedziała na to wszystko Deirdra.
- Żartujesz sobie? Mogłaś zginąć! – Martha dawała upust swoim emocjom.

Martha zaczęła znowu ganić swoją przyjaciółkę. Deirdrze się wydawało, że gdy Martha jest zła, jej włosy przybierają jeszcze bardziej czerwony kolor.

- Musiałam coś zrobić, nie mogłam stać bezczynnie i mieć nadzieję, że nic złego nie zrobią z Ely. – powiedziała Deirdra.
- Tak wiem. Jestem ci wdzięczna za pomoc, ale i tak jestem zła, że uciekłaś w nocy i nawet nie zostawiłaś wiadomości, żebym wiedziała gdzie cię szukać. – delikatnie odpowiedziała Martha.

Wiedźma spojrzała na Deirdrę. Widziała, że siniaki nabierają ciemnofioletowego koloru, co łamało Marthcie serce.

- Macie już plan co robić dalej? – zapytała Deirdra.
- Właściwie to nie wiemy co robić dalej. Chciałabym pójść do Agnes, ale nie zostawię cię samej. Musisz się wykurować. – powiedziała cicho Martha.
- Oh dajcie spokój, dajcie mi się przespać i jutro będę gotowa do podróży! – powiedziała oburzona Deirdra.

Słysząc to, Magant się zdenerwował, ale niczego nie powiedział.

- Postanowione, jutro ruszamy do Agnes. – powiedziała Deirdra. – A teraz dajcie mi się wyspać, muszę mieć siły na jutro.

Martha i Magant onieśmieleni odwagą i temperamentem Deirdry wyszli z pokoju, Martha wróciła do ucierania maści, a Magant nie wiedział co ze sobą zrobić. Chciał wrócić do pokoju, do Deirdry, ale sama kazała im wyjść. Postanowił więc wyjść na zewnątrz i rozejrzeć się po łące.

W tym czasie Martha skończyła ucieranie maści, pomyślała, że nałoży ją jutro przyjaciółce na siniaki, ponieważ teraz już śpi i nie chce jej obudzić. Zastanawiała się też jak przygotować posłanie dla niej i dla Maganta. Gdzieś muszą spać, a łóżko zajęła jej przyjaciółka.

- Ja mogłabym spać z Deirdrą w jednym łóżku, ale co zrobić z Magantem? – pomyślała zmartwiona Martha – Wszystkie koce i pierzyny są w kufrze, w pokoju gdzie śpi Deirdra, nie chcę jej obudzić grzebaniem w jej rzeczach. Co by sobie o mnie pomyślała?

Wiedźma wyszła na zewnątrz, by poszukać potwora. Chciała z nim przedyskutować, jak mogliby rozwiązać problem z miejscem do spania, jednak zaraz po tym, jak przekroczyła próg, jej problemy się rozwiały.

Magant spał na trawie. Martha nie była zaskoczona, pomyślała, że całe życie spędził w polu kukurydzy, więc musiał spać na gołej ziemi. Wiedźma chciała dać mu koc, ale nie znalazła żadnego w domku Deirdry, więc postanowiła, że sama położy się spać. Weszła cichutko do sypialni i ułożyła się delikatnie obok przyjaciółki. W nocy śnił jej się las, w czasach, gdy nie miała jeszcze tylu problemów.

Rano Marthę obudził zapach spalenizny, przestraszona wizją pożaru, pobiegła do kuchni.

- Ałć! – usłyszała Martha, gdy wbiegła do pokoju.

Magant stał przy palenisku i klął na patelkę. Martha widząc, jak potwór próbuje zrobić śniadanie, wybuchła śmiechem. Od czasu wydarzeń w Ely Martha po raz pierwszy szczerze się śmiała, była wdzięczna za to, że może uwolnić swoje emocje.

- Próbowałem zrobić dla was śniadanie... - zaczął nieśmiało potwór.

Martha spojrzała na niego z wdzięcznością i zaproponowała, że dokończy robienie posiłku. Hałas, jaki się stworzył w kuchni, obudził Deirdrę. Wstała z łóżka z bólem, ale postanowiła, że nie będzie o nim wspominać.

- Mamy misję do wykonania, jak tylko coś powiem, to zamkną mnie tutaj i nici z ratowania lasu. – pomyślała.

Poszła do kuchni, starając się utrzymać wyprostowaną sylwetkę. Gdy weszła, poczuła smród spalenizny.

- Jak chcecie spalić moją kuchnię, to są lepsze sposoby niż niszczenie jedzenia. – Deirdra próbowała zażartować.

Magant słysząc to, odwrócił wzrok. Był speszony całą sytuacją, czuł, że na widok Deirdry policzki oblały się rumieńcem.

- Jak się dzisiaj czujesz? – zapytała zatroskana Martha.

Deirdra widząc, jak Martha walczy z oderwaniem spalonych jajek od patelki, zaśmiała się.

- Za długo mieszkałaś w lesie sama i zapomniałaś, jak się gotuje Martho. – uśmiechnęła się Deirdra – Właściwie to czuje się bardzo dobrze. Prawie nie czuję siniaków.

Martha spojrzała na Deirdrę. Wiedziała, że kłamie, ale nie chciała drążyć tematu, znała Deirdrę i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie zmieni zdania swojej przyjaciółki. Jak się na coś uparła to, nie dawała za wygraną.

- Dzisiaj ruszamy do Agnes. – powiedziała Deirdra.

Ciąg dalszy nastąpi...

Komentarze

Komentarze

  1. Olivia

    Finally some romance begins! 😍

Koniec komentarzy