Gasnące Pochodnie: Rozdział 2 - Przyjaciółka z Dzieciństwa

Deirdra, the steadfast friend, stands amidst the soft glow of dusk, surrounded by lush green grass.

Zanim Martha ruszyła dalej, naprawiła zniszczoną przez siebie trawę. Zastanawiając się nad swoją przeszłością, Marta przypomniała sobie cenne chwile spędzone na łące ze swoją przyjaciółką z dzieciństwa, Deirdrą. Gdy wyruszyła na polanę, wspomnienia powróciły, oferując pocieszenie pośród tego zamieszania.

- Tak narzekam na ludzi, a w chwili zagrożenia, sama dałam się ponieść emocjom. – sama się skarciła.

Krocząc na polanę, Martha przypomniała sobie, jak cudownie czuła się, bawiąc się tu jako dziecko. Spędzała wiele czasu ze swoją siostrą i przyjaciółką Deirdrą. Łąka pozostała taka, jak ją zapamiętała – ogromna, kwiecista, z trawą tak delikatną, że kusiło, aby się na niej położyć i popatrzeć na gwiazdy. Na środku rozciągało się wielkie jezioro, a obok stała chatka. To dom przyjaciółki Marthy. Wiedźma pomyślała, że może warto odpocząć chwilę u Deirdry, mimo że podróż nie trwała długo, to jednak emocje i stres szybko pozbawiły ją sił.

Idąc przed siebie Martha, znowu zatraciła się w myślach. Przypominała sobie wszystkie szczęśliwe chwile tu spędzone. Często przyjeżdżała tu ze swoją rodziną, aby odpocząć. Rodzice Marthy i Agnes przyjaźnili się z rodzicami Deirdry i kiedy tylko mieli wolne chwile, spędzali je razem. Były to te nieliczne momenty, kiedy Martha i Agnes zapominały o kłótniach i bawiły się razem. Wiedźma pochodzi z wysoko usytuowanej rodziny. Jej tata, czarodziej błyskawic, jest sędzią w sabacie czarownic. To sprawiło, że Martha była szkolona przez rodziców i guwernantkę, by została najlepszą z wiedźm. Nie mogła przynieść hańby rodzinie, ale mała Martha mało się tym przejmowała, wolała się bawić i bujać w obłokach, czym doprowadzała swoją mamę, wiedźmę wody, do załamań.

Agnes była zupełnym przeciwieństwem swojej siostry. Lubiła się uczyć i sprawiało jej przyjemność stosowanie zasad dobrego wychowania.

- Może dlatego się kłóciłyśmy? Agnes chciała dobrze dla rodziny, dla mamy… - myślała Martha.

Szybko jej przeszło usprawiedliwianie siostry. Przypomniała sobie, jak Agnes ją karciła, wyśmiewała i skarżyła rodzicom, za byle co. Niedokończone lekcje, spóźnienia, wałęsanie się po ogrodzie. Jednak najbardziej bolesne dla młodej Marthy były chwile, gdzie za jej plecami Agnes wyśmiewała ją do rodziców.

- Cały dzień nic nie robi, może trzeba ją tego oduczyć. Karzcie jej posprzątać cały dom, wtedy wybije jej się z głowy bieganie za niczym w polach. – mówiła Agnes.
- Ja w tym czasie gdy Martha sobie siedzi i gapi się w niebo, przeczytałam cały zbiór ksiąg o historii czarownic.

Agnes faktycznie była bardzo pilną uczennicą, przygotowywała się codziennie na zajęcia, powtarzała materiał oraz ćwiczyła swoje moce. Rodzice i guwernantka byli pod wrażeniem umiejętności dziewczynki oraz jej sumienności. Nauczycielka po zajęciach miała zdawać raport rodzicom młodych wiedźm i wyrazić swoje zdanie jako pedagoga co do rozwoju dziewczynek, można zatem się domyślić, że najbardziej była chwalona Agnes. Nauczycielka starała się również chwalić Marthę, żeby nie powiększać i tak ogromnej przepaści, jaka dzieliła siostry, ale jedyne co mogła powiedzieć o młodszej z sióstr to to, że ma talent do sztuki i literatury. Rodzicom było mało, oni chcieli sukcesów ze wszystkiego.

- Co z tego, że ładnie rysuje? Ona nie potrafi zapanować nad swoją mocą! Nie zna podstawowych zaklęć! – krzyczeli rodzice.

Martha stanęła i spojrzała w niebo. Poczuła dziwny ucisk w brzuchu, taki jaki czuła za każdym razem, gdy rodzice na nią krzyczeli. Bardzo kochała swoją rodzinę, ale ciężko jej było przebaczyć wszystkie bolesne sytuacje z dzieciństwa, dlatego starała się o tym nie myśleć za często, ale teraz, gdy stoi przed nią widmo bycia oskarżonym o niewykonanie obowiązków jako strażnika lasu, czuje się znowu jak mała dziewczynka, kiedy rozczarowała rodzinę. Martha nie bała się odpowiedzialności prawnej, bała się reakcji swojej rodziny.

Witch standing in a moonlit meadow, reminiscing about childhood memories with her friend

Wiedźma zobaczyła na niebie lecącego nietoperza. Dałaby w tej chwili wszystko, by móc się zamienić w to zwierzę i nie mieć żadnych zmartwień. Latać wysoko na niebie, nie przejmować się niczym, być wolnym i robić to, na co się ma ochotę, wtedy kiedy się ma na to ochotę. Znowu zatraciła się w myślach.

- Martha? To ty? – Martha nie usłyszała pytania.
- Halo? Martha! Wszystko ok? Co się dzieje? – do wiedźmy nic nie docierało.
- MARTHA! – ten krzyk już się przedostał do wiedźmy.

Martha zwróciła wzrok ku krzykaczowi, który okazał się jej przyjaciółką. Deirdra stała przed Marthą przestraszona, myślała, że coś złego stało się z jej przyjaciółką z dzieciństwa, ponieważ nie reagowała na jej wołania.

- Deirdra! Przepraszam cię bardzo, nie słyszałam, co mówisz. Oglądałam latające nietoperze. – powiedziała Martha.
- Wszystko z tobą ok? Wyglądasz…żle. – Deirdra nigdy nie owijała w bawełnę. Mówiła dokładnie to, co myśli.
- Właściwie to…nie, nie jest ok. Uciekam przed tłumem bardzo złych ludzi. Spotkałam potwora. Przypomniało mi się dzieciństwo. Jestem zmęczona. Mogę się u ciebie zdrzemnąć? Deirdra nie zrozumiała nic z tego chaotycznego tłumaczenia przyjaciółki, jednak widząc jej stan, zapragnęła pomóc.

Zaprosiła ją do swojej chatki, zaparzyła ziół uspakajających i podała je Marhcie. Gdy przyjaciółka trochę ochłonęła, to Deirdra zapytała:

- Powiedz mi jeszcze raz, co ty tu robisz? Miałaś się opiekować lasem. Marhcie zrobiło się bardzo głupio.

Stojąc wcześniej w ciemnościach i będąc zatracona w swoich myślach, Martha czuła się bezpiecznie, by dzielić się swoimi uczuciami, ale teraz gdy siedziała na ławce, w przytulnej chatce Deirdry, gdzie światło świec wszystko rozjaśnia, wstydziła się przed przyjaciółką, ale nie mogła teraz jej okłamywać lub zatajać informacji. Potrzebowała pomocy.

- Uciekam przed tłumem rozwścieczonych wieśniaków. Dzisiaj w ciągu dnia zaatakowali mój las, nie dałam rady się obronić, było ich zbyt wielu. Potrzebuję pomocy, muszę szybko dotrzeć do Agnes. Deirdra była w szoku. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi.
- Chwila, chwila. To oni go w tym momencie atakują? Martha, musi tam wrócić i ich pokonać! – Deirdra była bardzo zdeterminowana, żeby bronić lasu, nawet kosztem własnego życia.
- Daj spokój, ich jest za dużo, a my jesteśmy za młode i niedoświadczone w walce z tłumem. Pokonaliby nas i wtedy nikt nie wiedziałby, że las potrzebuje pomocy. Dowiedzieliby się, gdy byłoby za późno i nie byłoby czego ratować. – Martha próbowała odwieść przyjaciółkę od pomysłu.

Deirdra zawsze była w gorącej wodzie kąpana. Najpierw robiła, dopiero później myślała, było to bardzo ciekawe dla młodej Marthy, ponieważ dzięki takiemu charakterowi Deirdry nigdy nie było z nią nudy.

- Och, daj spokój! Dwie wiedźmy poradzą sobie z tłumem! Mamy magiczne moce, zapomniałaś? – Deirdra nie chciała dać za wygraną. Musiała postawić na swoim.
- Deirdra! Ja jestem strażniczką lasu i ja decyduję co robić! – Martha krzyknęła. Szybko tego pożałowała, ponieważ wiedziała, że sprawiła tym przykrość przyjaciółce. Przyjaciółce, która daje jej teraz schronienie, wodę i jedzenie.
- Przepraszam cię. Bardzo mi przykro, po prostu tak wiele dzisiaj przeszłam...-Martha starała się wytłumaczyć.
- Domyślam się. – odparła sucho Deirdra.
- Naprawdę cię przepraszam. Wszystko ci wytłumaczę, tylko wysłuchaj mnie przez chwilę. – prosiła Martha. Nie chciała zniszczyć tej relacji.
- Dobrze, zatem słucham. Mówiłaś coś o potworze i o dzieciństwie, kiedy półprzytomna gapiłaś się w niebo. – Deirdra była zła. Ona również miała ciężko z ludźmi i również była przytłoczona różnymi wydarzeniami w jej życiu.
- Półprzytomna? – Martha była zdziwiona.
- Owszem, półprzytomna. Krzyczałam do ciebie, a ty stałaś z zadartą głową i patrzyłaś się w niebo. Martha ze wstydem odwróciła wzrok.

Rozglądała się po pokoju, który nie zmienił się, odkąd była dzieckiem. Pokój był nieduży, służył jako pokój dzienny i sypialnia w jednym. Pod oknem stał kufer z najcenniejszymi dobytkami rodziny, z lewej strony stała szafa, a po prawej było łóżko dwuosobowe. Na środku pokoju był stolik, do którego były przytwierdzone ławeczki, na których leżały miękkie poduszki, żeby wygodnie się siedziało. Taka prostolinijność zawsze zmiękczała serce Marthy, ponieważ mimo niewielu rzeczy można było poczuć rodzinną atmosferę tego miejsca. Dom Marthy, mimo bogactw, był zimny i poważny. Przynajmniej tak odczuwała to Martha.
Martha w końcu zebrała się w sobie i opowiedziała całą historię. O tym jak ludzie zbliżyli się do Ely, jak chciała ich zniechęcić do lasu, jak ludzie ją gonili oraz o tym, jak poznała Maganta. Deirdra słuchała wszystkiego uważnie.

- Magant. Wciąż nie rozumiem, jak on powstał. – skomentowała Deirdra.
- Też tego nie rozumiem, nie wiedziałam nawet, że Ely tak potrafi. – odparła Martha.
- A co z tym dzieciństwem? – spytała Deirdra.
- Byłam zmęczona i przestraszona, przypomniały mi się głupoty. – Martha starała się zbyć przyjaciółkę, wstydziła się o tym mówić.
- Mhm, ok. W takim razie co dalej planujesz?
- Muszę dotrzeć jak najszybciej do Agnes, ona będzie wiedziała co robić dalej. – Martha starała się skupić ponownie na misji. Dość już rozmyślała o niepotrzebnych rzeczach, czas wrócić do rzeczywistości.
- Deidro, jestem bardzo zmęczona. Dużo się wydarzyło w ciągu jednego dnia, czy mogłabym u ciebie zostać na noc? – zapytała Martha.

Deirdra spojrzała na przyjaciółkę. Widać było, że jest przemęczona. Zrobiło jej się szkoda Marthy, po wysłuchaniu całej historii. Nie czuła już złości na przyjaciółkę. Rozumiała ją bardzo dobrze, ponieważ i ona miała dużo roboty przez ludzi. Zgodziła się przenocować Marthę, obiecała jej też kolację i śniadanie. Jednak dalej uważała, że powinny były wrócić do Ely i go bronić.

Deidra gazing at Martha in the moonlit meadow

Po kolacji i rozmowie z Deirdrą Martha położyła się w łóżku. Czuła się bezpiecznie w chatce, a łóżko było tak mięciutkie, że wydawało się, że leży się w puchu. Martha szybko zasnęła, natomiast Deirdra nie mogła zmrużyć oka przez całą noc. Rozmyślała cały czas o ostatnich wydarzeniach. Stwierdziła, że skoro Martha nie chce walczyć, to jej decyzja, ale ona może. I będzie.

Deirdra wstała cichutko, żeby nie obudzić Marthy, nałożyła buty i płaszcz i wyszła z chatki. Rozejrzała się wokół. Bardzo kochała swój dom i swoją polanę, którą czarownice nazywały Reine. W szczególności ukochała jezioro, przy którym stała jej chatka, w końcu była wiedźmą wody. Jezioro nie miało nazwy, ale jako dziecko stwierdziła, że skoro jest tak fantastyczne, to musi mieć nazwę i od tej pory mówi o nim Litorius. Uważała jako młoda wiedźma, że jest to nazwa godna jej ukochanego zbiornika. Jednak teraz, kiedy stała nad nim, przygotowując się do walki, nie czuła się tak beztrosko, jak wtedy. Przyglądała się, jak delikatne światło księżyca odbija się w tafli wody i jak delikatny wiatr wprawia wodę w drżenie. W końcu ruszyła przed siebie.

Biegła bardzo szybko, nie robiąc przerw i nie oglądając się za siebie. Nawet gdy była już blisko granicy łąki i pola kukurydzy, nie zastanawiała się, tylko wbiegła z impetem w kukurydzę, która zaczęła bić jej ciało, ponieważ nie odgarniała roślin rękami. Biegła wściekła na ludzi, na to, co robią z jej ukochanymi stawami, rzekami i ich mieszkańcami, na to, że chcą zniszczyć las, który daje moce wiedźmom. Te złe emocje tylko dodawały adrenaliny Deirdrze. Miała przed sobą jeszcze długą drogę, a słońce zaczęło wstawać, powoli robiło się coraz jaśniej. Deirdra myślała czemu Martha, była tak niechętna do walki. Nie rozumiała czemu, jako strażniczka nie stanęła do walki. Przecież to był jej obowiązek, jej praca.

- Bądź miła dla Marthy, jej rodzina ją źle traktuje, chociaż tutaj niech znajdzie wytchnienie. – w głowie Deirdry zabrzmiały słowa jej mamy, która również była wiedźmą wody.

Deirdra przypomniała sobie, że jej rodzice często faworyzowali Marthę, gdy była u nich w odwiedzinach. Mama wiedźmy wody częstowała Marthę smakołykami, a tata Deirdry huśtał na prowizorycznie zbudowanej huśtawce dla dzieci. Gdy rodzina Marthy wyjeżdżała, Deirdra podsłuchiwała, jak jej rodzice rozmawiali między sobą o tym, że rodzina jej przyjaciółki, traktuje jedno ze swoich dzieci niesprawiedliwie. Próbowali wymyślić, jak mogliby ulżyć biednemu dziecku i co mogliby zrobić, żeby rodzina przestała traktować ją jak trędowatą, której się wstydzili.

- Może przez to, że Martha całe życie słyszała, że jest gorsza, sama w to uwierzyła i teraz boi się podejmować decyzje? Oh! Dlatego chce iść do Agnes! Przecież całe życie stawiali ją za wzór do naśladowania i Martha teraz wierzy, że bez pomocy i osądu Agnes, sama nie może nic zrobić – myślała Deirdra.

Wiedźma w końcu przystanęła, by odpocząć.

- Muszę zachować resztę sił na walkę – pomyślała.

Była już na tyle blisko lasu, że resztę drogi mogła przejść normalnym tempem.

- Ciekawe gdzie jest ten potwór Magant? Martha wspominała, że żyje w tym polu – pomyślała Deirdra.

Nie wiedziała, że potwór cały czas ją obserwował z oddali, jednak nie zbliżał się do niej. Czuł, że wiedźma jest połączona z lasem i, że ma dobre intencje.

Deirdra z mocno bijącym sercem w piersi, szła przed siebie. Zaczynała odczuwać ciężar odpowiedzialności za swoją decyzję. Z każdym krokiem las stawał się coraz większy, a wiedźma poczuła, jak zimny pot spływa jej po plecach. W końcu stanęła na granicy lasu i pola kukurydzy. Patrząc na piękno i ogrom, jaki Ely w sobie miało, Deirdra znowu poczuła w sercu wolę walki i chęć obrony świętego lasu czarownic. Zrobiła krok do przodu i usłyszała głos.

- Świetnie, że król podjął taką decyzję. Powinni to byli zrobić już dawno temu. – mówił głos.

Deirdra rozglądała się wokół, jednak nie mogła znaleźć nikogo, kto mógłby to mówić. Wciąż było ciemno, słońce dopiero co zaczęło wschodzić. Wiedźma postanowiła, że nie będzie się przejmować byle kmiotkiem i ruszyła przed siebie. Cichutko krocząc, sprawdzała, czy las nie został uszkodzony.

- Przysięgam, jeśli zetną choć jedno drzewo, to mnie popamiętają! – powiedziała cicho pod nosem.

Przez całą drogę, która prowadziła do chatki Marthy, Deirdra nie znalazła żadnych zniszczeń. Drzewa i inne rośliny były całe, nory lisów i paśniki saren również były nietknięte. Wiedźma chciała odetchnąć z ulgą, ale nie mogła. Musiała sprawdzić cały las i zemścić się na ludziach. Deirdra poczuła zapach dymu. Pachniał drewnem i sianem.

- Chatka Marthy. Musieli spalić jej domek jako pierwszy. – pomyślała.

Wiedźma przyśpieszyła kroku, by szybko ocenić sytuację. Liczyła, że spotka tam kilku wieśniaków i będzie mogła się ich pozbyć z lasu. Może udałoby się jej również ocalić pozostałości chatki?

- Pociągnij za linę! Szybko! – usłyszała.

Nagle ziemia osunęła się Deidrze spod nóg, poczuła, jak coś zaciska się na jej ciele i podnosi ją do góry. To były sidła, Deirdra była w pułapce. Przerażona zaczęła się miotać, ale było jej ciężko, ponieważ lina była dobrze umocowana, a ciężar jej własnego ciała sprawiał, że było jej ciężko wykonywać jakiekolwiek ruchy. Szukała wzrokiem, kto mógł to zrobić. Z daleka zaczęły wyłaniać się dwa cienie, które szły w jej kierunku. Deirdra przyglądała im się i zauważyła, że to nie wieśniacy, ale rycerze, co więcej, mieli na zbrojach herb ich królestwa. Więc musieli być tu na żądanie króla.

- W imieniu miłościwie nam panującego króla Birka, aresztuję cię. – powiedział jeden z rycerzy.

Nie miał na hełmie kolorowych, ptasich piór, co oznaczało, że był najniższy rangą. Kolorowe pióra na hełmie mogli nosić tylko wybitni rycerze, którzy zasłużyli się w walce, albo dowódcy armii.

- Phi. Byle rycerzyk śmie do mnie mówić – pomyślała wiedźma.

Opamiętała się szybko, ponieważ uświadomiła sobie, że w tej sytuacji ma niewiele do powiedzenia. Szukała na szybko wyjścia z sytuacji. Pomyślała, że może dobrze będzie grać na czas.

- Czy mogę wiedzieć, dlaczego mnie aresztujecie? Nie zaatakowałam ani was, ani mieszkańców wiosek. Mam prawo przebywać w Ely, jako że jest to dla mnie miejsce święte, powiedźcie zatem, na jakiej podstawie jestem aresztowana? – Deirdra miała nadzieję, że brzmiała groźnie.
- Król wydał rozporządzenie, które mówi, że każda wiedźma ma być pojmana i zaprowadzona do lochu. Bez względu na jej status. – odparł drugi z rycerzy.

Wiedźmę zszokowała ta informacja, jednak nie pozwoliła na to, by emocje wzięły górę, ponieważ musiała stąd jakoś uciec. Stworzyła kroplę wody, którą uformowała jak ostry nóż i powoli cięła nim linę, która ją podtrzymywała. Jeśli udałoby się jej przeciąć tę konkretną linę, byłaby wolna.

- Powiedzcie mi, skąd taka decyzja? Czy jako społeczność czarownic zrobiłyśmy wam coś złego? – Deidra starała się ugrać jak najwięcej czasu.

Jej plan z kroplą wody jest dobry, ale zajmuje dużo czasu. Rycerze byli już zdenerwowani.

- Przestań z nią gadać i ją pojmij! – krzyknął jeden z nich.

Wiedźma rozpoznała po głosie, że to on wydał wcześniej polecenie, by pociągnąć za linę pułapki. Nagle zza drzew wyłonił się duży cień, który zaatakował rycerzy. Jego atak był szybki i precyzyjny, uderzył obu rycerzy w głowę i oboje stracili przytomność. Wszystko zadziało się tak szybko, że Deirdra nie miała nawet czasu zareagować. Z przerażeniem w oczach starała się rozpoznać wybawiciela, ale ten równie szybko wbiegł na drzewo, na którym wisiała wiedźma i przeciął linę. Deirdra z hukiem upadła na ziemię. Zakręciło jej się w głowie, całe ciało ją bolało. Spojrzała na wybawiciela. Rozpoznała go.

- Dziękuję Magancie.

Ciąg dalszy nastąpi...